FINLANDA 4×4 TURYSTYCZNIE

W lutym 2020, kiedy jeszcze nikt z nas nie zdawał sobie sprawy, co się za miesiąc wydarzy, postanowiliśmy poszukać prawdziwej zimy, obierając kierunek północny. Naszym celem stało się Rovaniemi – tym razem odpuściliśmy Nordkapp, gdyż mieliśmy tylko 11 dni. Nie planowaliśmy walki 4×4, zdawaliśmy sobie sprawę, że ta trasa będzie niestety wymagała wyrzeczeń i wielu odcinków przelotowych. Do odtrąbienia sukcesu potrzebowaliśmy więc tylko przekroczenia koła podbiegunowego, przejechania się psim zaprzęgiem oraz zobaczenia zorzy polarnej.  Wszystko co po drodze i przy okazji, miało być miłym dodatkiem i spontaniczną przygodą.

Witamy w Rosji!

Początkowym etapem naszej podróży było dojechanie do Sankt Petersburga, co miało nastąpić już drugiego dnia naszego wyjazdu. Sam już fakt przekroczenia granicy i wjechania na teren „groźnej” Rosji całą naszą ekipę ekscytował. Mnie, będącego jeszcze „Born in PRL” z trochę innych powodów niż młodych współtowarzyszy, będących graczami CS:GO na rosyjskich serwerach, ale… motywy były nieistotne – ważne było poczucie zbliżającej się przygody.   Skorzystałem z opcji nowowprowadzonej, darmowej wizy elektronicznej na obwód leningradzki, wprowadzonej kilka tygodni wcześniej przez Federację Rosyjską w ramach otwierania się na turystykę zachodnią. Jak się niebawem okazało, na długo się ona nie otworzyła.

Przejazd przez granicę estońsko- rosyjską w Narwie trwał w naszym przypadku 5 godzin – zaczęliśmy o 19.00, zaś lekko po północy wjechaliśmy na teren Rosji. Nikt nie mówił po angielsku (z resztą w głębi Rosji nie było lepiej), zaś dokument wwozu – tzw. wremiennyj wwoz – był napisany wyłącznie cyrylicą. Nie miałem zbyt wiele czasu, by w sobotni wieczór przypomnieć sobie j. rosyjski ze szkoły podstawowej. Na szczęście na ścianie jednego z budynków były wypełnione wzory, zaś rosyjscy policjanci byli bardzo pomocni. Co ciekawe, jeden przedstawiciel nieletnich nie był „nasz” – mieliśmy stosowne upoważnienia notarialne od rodziców, aczkolwiek nikt nas na granicy o takowe nie poprosił.

Wypełniamy właśnie z moim nowym znajomym w mundurze dokumenty wjazdowe.

Już pod koniec odprawy (po przeszukaniu auta i skrzyń na dachu, obwąchiwaniem bagaży przez psa) jeden z celników oznajmił mi, że wwożenie drewna jest zakazane. Oczywiście byłem gotów te kilka suchych polan od razu wyrzucić, lecz on stwierdził, że nie trzeba – on tylko mnie ostrzega, że mogę mieć problem z wjechaniem do Finlandii…  No cóż, kilka godzin wcześniej estoński celnik straszył nas, że nie wwieziemy do Rosji przenośnego webasto, znajdującego się na dachu…

Nienaturalnie niska prędkość i niecodzienny wygląd 20-letniego Land Rovera, objuczonego jak osiołek na przedmieściach Sankt Petersburga o 2:00 w nocy wzbudzić musiały podejrzenia, gdyż zostaliśmy zatrzymani. Niestety kontrola się nie powiodła  – po wydeklamowanej prośbie o dokumenty i cel podróży młody Policjant zrozumiał, że wpadł w środek dramatycznej walki (już w rundzie finałowej) o znalezienie miejsca na toaletę dla jednego z nastoletnich podróżników. Zaskoczony sytuacją, odstąpił od czynności służbowych i, wykazując się refleksem i błyskotliwością, uratował naszą ekipę przed tragedią, po czym puścił wolno bez zbędnych pytań. W dokumenty nawet nie zajrzał.

W samym Petersburgu jest co zwiedzać i zdecydowanie jeden weekend nie wystarczy, by to piękne miasto o wielkiej historii i uznanych zabytkach poznać na wskroś. My, mając dwa dni, oprócz włóczenia się kluczowymi ulicami starej części miasta, zwiedziliśmy Muzeum Ermitaż (zlokalizowane w aż pięciu pałacach nad brzegiem Newy!), Cerkiew na Krwi (wybudowana w miejscu, gdzie śmiertelnie raniony został car Aleksander II) oraz Krążownik Aurora (uznany za symbol rewolucji październikowej w Rosji).

Krążownik Aurora wita odwiedzających

Karelia Północna przelotowo

Po dwudniowym pobycie w Rosji opuściliśmy ten kraj, by wschodnią częścią Finlandii kontynuować podróż na północ. Walczyliśmy trochę z harmonogramem, tak więc i tutaj nie znaleźliśmy zbyt wiele czasu na to, by przemieszczać się dzikszymi drogami. Nasza pierwsza noc w Finlandii była już dla nas wielkim osiągnięciem – spędziliśmy ją w  małym drewnianym domku na brzegu zamarzniętego jeziora, ogrzani ogniem z kominka oraz obowiązkową fińską sauną. To był klimat dla nas w 100% nowy i po raz kolejny – po rosyjskich przygodach – czuliśmy, że to co nas czeka, to tylko wisienka na torcie tego, czego doświadczamy po drodze. Podróż w kierunku Laponii spowolniły warunki atmosferyczne – po nagłym ociepleniu na oblodzonych drogach lokalnych pojawiła się woda. Będąc na oponach AT w pewnym momencie ostrożnej jazdy poczułem, że nie mam żadnej, ale to żadnej kontroli nad pojazdem i wystarczy lekki przechył drogi, by grawitacja zaczęła znosić nas na bok. Dalszą podróż do głównej drogi musieliśmy kontynuować na łańcuchach.

Pierwsza noc w Finlandii i Land Rover nostalgicznie podziwiający zamarznięte jezioro.

Witaj Św. Mikołaju

Piątego dnia naszego wyjazdu dotarliśmy do najdalszego odcinka trasy – najpierw minęliśmy miasto Rovaniemi, będące stolicą Laponii, następnie Wioskę Św. Mikołaja, by za kilkanaście kilometrów dotrzeć do naszego domku, który znajduje się za faktyczną linią koła podbiegunowego. Wieczorna uczta przy kominku oraz obowiązkowa sauna przygotowały nas na kolejne dwa dni odpoczynku w Laponii.

Poranna kawa za kołem podbiegunowym.  W tle widać, że zima zaskoczyła drogowców.

Wioska Św. Mikołaja to świetne miejsce dla rodzin z małymi dziećmi. Można spotkać się ze Św. Mikołajem
i poznać jego żonę, prowadzącą jedną z restauracji. Są zaprzęgi reniferów, chatki, lodowa grota i poczta Św. Mikołaja. Wśród młodzieży oraz dorosłych szczególnym zainteresowaniem cieszą się przejażdżki skuterami śnieżnymi oraz – taaak, właśnie – psie zaprzęgi! To było wspaniałe i niezapomniane doświadczenie. No i drugi z trzech naszych punktów na liście „TO DO”.

Jedziemy psim zaprzęgiem!

Z perspektywy tego roku śnieg nie jest czymś już tak wyczekiwanym, ale w latach 2019 – 2020 zima nie dopisała, więc widok chłopaków rzucających się śniegiem i wkopujących w zaspy po piersi naprawdę dawał nam poczucie, że warto było jechać tak daleko.

Od teraz zaczynaliśmy wracać – już krótszymi odcinkami, bez pośpiechu, dając sobie więcej czasu na utrwalenie w pamięci klimatu zaśnieżonych leśnych dróg Finlandii, zamarzniętych jezior i nocy spędzonych na odludziu  z ogniskami, kominkami i fińskimi saunami.  Zapamiętujemy drogę, bo musimy tu wrócić. Musimy dotrzeć tym razem na Nordkapp i… zobaczyć zorzę, bo teraz nam się nie udało.

Takich dróg właśnie szukaliśmy.

Najpiękniejszą częścią Helsinek jest Tallin

Helsinki nam się nie spodobały. W restauracji poczekaliśmy na nasz prom i po dwugodzinnym rejsie byliśmy w Tallinie. Podczas wieczornej kolacji podzieliliśmy się z kelnerką naszą opinią, że Tallin jest przepiękny, zaś Helsinki nie bardzo przypadły nam do gustu. Dowiedzieliśmy się, że restauracja ta ma stałego bywalca, mieszkańca Helsinek, który zawsze jak się u nich stołuje, to powtarza, że najpiękniejszą częścią Helsinek jest właśnie Tallin. To powiedzenie pięknie obrazuje z jednej strony architektoniczny kontrast, z drugiej zaś – silną więź, łącząca od wieków te dwa miasta, zlokalizowane po dwóch stronach Zatoki Fińskiej.

Offroad nadmorski – tylko w Parnawie

Opuszczając Finlandię pożegnaliśmy się ze śniegiem i poruszając się niespiesznie Estońskim wybrzeżem i lasami w kierunku Rygi, przywitaliśmy znane nam tak dobrze błoto. Wyjątkowo urokliwa wydała nam się  „dzika” droga biegnąca wzdłuż Zatoki Pärnu. W Polsce przyzwyczajeni jesteśmy, że miedzy drogą, a morzem są wydmy lub lasy. Tutaj zaś z okna miało się poczucie, jakby się jechało mielizną. W niektórych miejscach można było zapewne na nią wjechać.

Pytanie jest proste – myjemy się tu, czy w domu?

Niezwykle pozytywnie wspominamy ten odcinek drogi, poczuliśmy się jakbyśmy byli w Polsce, tylko że… wszędzie można było wjechać. Staraliśmy się jak najdłużej przejechać Estonię i Łotwę nieutwardzanymi drogami i zasadniczo nam się to udało. Dopiero przed Rygą wjechaliśmy na asfalt, by dotrzeć w nadmorskiej Jurmale do ostatniego naszej miejsca noclegu przed powrotem do domu.

Kto ukradł wydmę i wyciął las? 

Litwa, Łotwa i Estonia są przepięknymi krajami,  które są dla mnie najlepszym przykładem, że nie trzeba zakazywać wjazdu do lasu, żeby mógł on dalej świetnie funkcjonować. Faktem jest, że populacja tych trzech krajów łącznie jest wielokrotnie mniejsza niż samej Polski, jednakże nie wszyscy Polacy interesują się offroad, zaś nie wszyscy offroad’owcy ekscytują się bobrowaniem w ziemi. 

Dowód, że Land Rover działa i nie cieknie. 

Przez 11 dni przejechaliśmy ponad 4 tyś. kilometrów, przekroczyliśmy linię koła podbiegunowego, przeżyliśmy wiele ekscytujących momentów, zetknęliśmy się z wieloma barwnymi postaciami z wielu różnych krajów.  Jak na tygodniowy wypad zamiast nart mieliśmy wiele przygód.  I dlatego, choć tym razem nie spaliśmy na dziko i jechaliśmy dużo asfaltem, mam odwagę nazwać ten wyjazd WYPRAWĄ.

Nasza trasa wyrysowana w Google Earth

Zobacz film z naszej wyprawy:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Related Posts